niedziela, 15 lutego 2015

Zmiana zachowań

Nie możemy zmienić tego, kim jesteśmy ani tego, co nas ukształtowało. Dzieciństwo zostanie z nami przez całe życie i nie można się z niego wyleczyć, co najwyżej można je poznać i spojrzeć uczciwie na rodziców, na to, czy zasługują na to miano - jeśli zachowywali się wobec nas troskliwie i z miłością, czy raczej przyznać, że wyrządzili nam krzywdę, której skutki będziemy ponosić przez całe życie. Na większość z tych rzeczy nie mieliśmy wpływu. Kiedy zaczęliśmy patrzeć na siebie z perspektywy dorosłego, byliśmy już ukształtowani. To w jaki sposób reagujemy na to, co nam się przydarza, jak podchodzimy do rzeczywistości, do ludzi, do związków - to zostało mocno ukształtowane w naszym dzieciństwie i dzisiaj towarzyszy nam jak odruchy, spontaniczne reakcje na otaczający świat. Wiele z tych reakcji i odruchów, zamiast nam służyć - prowadzi nas do frustracji, do złych wyborów, do kolejnych stwierdzeń: "znowu to samo", "nigdy mi się nic nie uda" i tak dalej.

Często się za to obwiniamy, przy czym za to, jakimi jesteśmy, odpowiedzialni są w głównej mierze nasi rodzice, nasza relacja z nimi w dzieciństwie, ich reakcje na nasz charakter, nasze uczucia, nastroje, humory, itd. Jeśli była troskliwa i pełna miłości i zrozumienia - dzisiaj jesteśmy na pewno szczęśliwymi ludźmi. Jeśli była obarczona złością z ich strony, agresją, nieakceptacją - taki sam stosunek będziemy mieli do siebie samych.

Trzeba rodziców postawić na "ławie oskarżonych" i się z nimi rozliczyć - rzucając im przed oczy te krzywdy, których od nich zaznaliśmy, zanim umieliśmy się przed nimi bronić, a często nie wolno było się na to skarżyć.

Następnie trzeba przystąpić do długotrwałej pracy nad sobą, pełnej cierpliwości, życzliwości i wyrozumiałości dla siebie samego, wiedząc, że nie można się z dzieciństwa wyleczyć, a jego konsekwencje będziemy ponosić do końca życia.

Jeżeli zatem nie mamy wpływu na emocje, które przeżywamy, na ukształtowaną dawno temu samoocenę, na to, jak reagujemy, jaki mamy stosunek do siebie i do świata, to na co mamy wpływ?

Odpowiedź brzmi: na zachowania. O ile nie możemy zmienić tego, jak odczuwamy, co nas przeraża, co nas krępuje, możemy zmienić sposób, w jaki na te zachowania reagujemy.

Na przykład jeśli spędzaliśmy wiele czasu samotnie w domu, i tak dalej, to sądzimy, że tacy po prostu jesteśmy i kontynuujemy tę drogę, wybierając samotne rozrywki, książki, siedzenie przed kompem czy oglądanie telewizji. To umiemy, tak nam najwygodniej, tego się uczyliśmy przez lata. Ale jednocześnie doskwiera nam samotność, brak ludzi wokół, z którymi można dzielić wspólnie czas, więc to nas wpędza we frustrację, w smutek.

Jedyne, co można w takiej sytuacji zrobić, to przełamać schemat - będzie trudno, na pewno coś wewnątrz nas będzie protestować (że się nie nadajemy, że jesteśmy aspołeczni, że nie umiemy rozmawiać z ludźmi i tak dalej), ale jeśli nie ulegniemy temu wewnętrznemu głosowi (będąc jednak świadomymi jego obecności) i zaczniemy coś zmieniać w schemacie funkcjonowania - wychodzić częściej z domu, spotykać nowych ludzi, a następnie te relacje podtrzymywać, i jeśli będziemy w tym konsekwentni - mimo iż sami pozostaniemy tymi samymi osobami, którymi byliśmy - zmieni się nasze zachowanie. A wkrótce również nasze samopoczucie. Psychologowie twierdzą, że aby jakiś nawyk wprowadzić skutecznie w życie, trzeba 8 tygodni regularnego powtarzania.

Można zacząć od małych rzeczy.

Ja lubię długo siedzieć w nocy i spać potem do późna. W konsekwencji wstaję na ostatnią chwilę, w biegu myję się i ubieram - i w pośpiechu wychodzę z domu. Potem jestem nie wyspany, gorzej mi się wykonuje obowiązki, jestem rozdrażniony. Kiedy się przeprowadzę, zamierzam zmienić ten tryb. Chodzić spać wcześniej, a rano wcześnie wstawać - żeby zdążyć się rozruszać, wypić kawę, spokojnie zjeść śniadanie i przygotować na wyzwania, które niesie nowy dzień.

Za jakiś czas pomyślę o innym złym nawyku, żeby zmienić go na jakiś bardziej użyteczny.

14 komentarzy:

  1. Sądze ze masz sporo racji w swojej ocenie.
    Jednak nie przypisywal bym rodzicom jedynej najwazniejszej roli ,bo przeciez w swoim dziecinstwie nie przebywalismy w domu bez przerwy.
    Spory wpyw na nasza osobowosc ma szkola i srodowisko z nia zwiazana . Wedlug mojej oceny duze pietno pozostawili tu take ludzie z ktorymi spedzalismy wolny czas podczas wspolnych przygod poza domem . To tam czesto uczylismy sie odbierac cala gamę roznorodnych emocji.
    Tam odczuwalismy pierwsze fascynacje,a takze doznawalisny rozczarowan czy frustracji.
    To cala masa czynnikow ksztaltowala nas przez lata ,niestety rowniez sami jestesmy odppwiedzialni za swoja konstrukcje psychiczna czy to sie nam podoba czy nie.


    Sam lubie sie spedzac czas do pozna w nocy i mam trudnosci z wstawaniem wczesna pora. Zycze wyrwalosci zatem :)
    Zdradz prosze gdzie sie przenosisz

    OdpowiedzUsuń
  2. No jednak nie zgodzę się z Tobą do końca. Tak, podwórkowi koledzy mają jakiś tam wpływ na naszą osobowość, ale to nie oni mają nad nami absolutną władzę, kiedy mamy 4, 6 czy 8 lat. To nie od nich oczekujemy miłości, opieki i wsparcia. Bawimy się z nimi i tyle, a w razie jakiegoś trudnego konfliktu z tymi kolegami liczymy właśnie na wsparcie i odpowiednią reakcję ze strony rodziców i to oni mają obowiązek nauczyć się radzić z tego typu konfliktami. Jeśli tego nie robią - dziecko pozostawione samemu sobie gubi się. Kolega nas nie karze, nie zabrania i nie jesteśmy z nikim tak blisko jak z matką - a to podstawa relacji miłosnych w przyszłości. Rozczarowania, frustracje i miłość - to na początku przede wszystkim matka - i przyszły wzorzec dla reakcji z kolegami właśnie, nie odwrotnie. A czy 5, 7 czy 10 latek jest odpowiedzialny za swoją konstrukcję psychiczną? Szczerze w to wątpię. Jaką taką świadomość kierowania własnym zachowaniem nabywamy dopiero we wczesnej dorosłości, 18-19 lat, kiedy (prawie) wszystko jest już ukształtowane.

    OdpowiedzUsuń
  3. Rozumiem ze sie nie zgadzasz. Wzor idealnych rodzicow ktory przedstawiasz jest rzadko spotykany
    :) Ponad to pomiedzy 10 a 18 jest sporo czasu. Ci mlodzi ludzie maja wplywu na swoj rozwoj wewnetrzny ?
    Przerzucanie pelnej odpowiedzialnosci za nasz charakter na rodzicow jest pewnym naduzyciem.

    OdpowiedzUsuń
  4. Powiedziałbym, że dziecko nie ma żadnego wpływu na swój rozwój. To rodzice ponoszą PEŁNĄ odpowiedzialność za rozwój dziecka. To, że wielu rodziców zrzuca go na dzieci (twierdząc, że takie jest, że jest niegrzeczne, nieznośne, itd.), to kwestia ich niedojrzałości. Mnóstwo ludzi NIGDY nie powinno mieć dzieci. To naturalny odruch, że dziecko broni rodzica, bo w ich świecie to on ma zawsze racje (nawet, jeśli postronny człowiek widzi, że się myli i krzywdzi dziecko) i każde zdanie rodzica, nawet wyrodnego i nieczułego, jest dla dziecka prawdą absolutną. Więc jak rodzic da dziecku w dzieciństwie przekaz: "jesteś niewystarzczająco dobry", ten przekaz na zawsze będzie w głowie człowieka brzmiał jako prawdziwy, pod warunkiem, że nie "oskarży" swoich rodziców o błędy i nadużycia. I to nawet nie ja twierdze, że relacja z rodzicami jest kluczowa, ale lata badań nad psychorozwojem człowieka. Oczywiście, relacje z otoczeniem mogą wpłynąć pozytywnie (lub negatywnie) na dziecko, ale to na rodzicach spoczywa odpowiedzialność wyposażenia go w poczucie wartości, nauczenie go radzenia sobie z konfliktami emocjonalnymi (w zamian za to, jedyny sposób radzenia, jaki proponuje wielu rodziców to "przestań wrzeszczeć", "jesteś niedobry", "zejdź mi z oczu") oraz funkcjonowania w świecie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bo wychowanie to właśnie nauka świata, traktowania innych, radzenia sobie z konfliktami, zarządzania czasem i potencjałem, jaki mały człowiek ma i tak dalej. Tylko zrozumienie tego faktu i zadośćuczynienie "dziecku", które w dzieciństwie było przez rodziców zaniedbywane i puszczone "same sobie", pozwala uwolnić się od poczucia winy i rozpoczęcie "naprawiania" tego, co sknocili ci, którzy mieli to dziecko wychować na szczęśliwego człowieka.

      Usuń
  5. Więc dziwi mnie, że tylu ludzi "usprawiedliwia" rodziców, którzy zachowali się wobec dziecka źle (mimo iż to oni, jako dorośli powinni być ODPOWIEDZIALNI), a dziecko z definicji jest niedojrzałe, wątłe, wymagające ochrony i prowadzenia i nie rozumiejące tego, co dorośli powinni rozumieć i na to dziecko zrzuca się odpowiedzialność i obarcza winą, odwracając role.

    OdpowiedzUsuń
  6. To wszystko co piszesz to prawda ale tylko na wczesnym etapie rozwoju potem wplyw rodzicow jest juz znikomy ,gore za to biora inne czynniki
    18,latek ciagle sie zmienia,szczegolnie opuszczajac dom rodzinny,wyjezdzajac na studia, stajac sie samodzielnym ( lub czesciowo) czlowiekiem
    Wiel spraw przewartosciowuje na nowo ,wpojone przekonania odrzuci ,rodzice przestan byc jedynym autorytetem. Nie jest tak ze slepo zakodowany przez rodzicow w okresie dziecinstwa jest skazany przez ich dziedzictwo.
    Dodatkowo kazdy z nas ma okreslony genotyp ktory bezwzgledbie dyktuje pewien fenotyp psychologiczny czesto staje sie tak iz jestzupelnie niepodatny na dzialania wychowawcze ze strony opiekunow. Ja sklaniam sie jedynie w strone iz sprawa jest zlozonona a powstawanie i ksztaltowanie osobowosci jest zalezne nie wylacznie od jednego czynnika

    OdpowiedzUsuń
  7. Oczywiście, że nie od jednego czynnika (na szczęście). Człowiek może sobie zbudować ciekawe życie poza domem, ale jak będzie chciał zbudować swój własny dom - relację intymną, będzie odtwarzał schemat (nieświadomie), jaki zna z własnego domu. Stąd powszechny problemy w relacjach choćby u dzieci alkoholików czy dzieci ludzi rozwiedzionych - w relacjach z partnerem, żoną. Ja w tej sprawie podzielam pogląd takich autorek jak Alice Miller czy Aneta Łastik (z polskich), choć - oczywiście, wielu ludzi się z nimi nie zgadza, bo najczęściej boi się takiej konfrontacji z własnymi rodzicami i zobaczenia domu rodzinnego w prawdziwym świetle.

    OdpowiedzUsuń
  8. Twój wpis uświadomił mi, że pora zrobić coś ze swoim życiem. Ja właśnie jestem przykładem takiej osoby, która jest nauczona siedzenia w domu. Taki trochę aspołecznik, przyzwyczajony do samotnego czytania książki, słuchania muzyki, spędzania wolnego czasu przed komputerem. Takie a nie inne spędzanie wolnego czasu zaczęło się od momentu pójścia do szkoły gimnazjalnej - z perspektywy czasu problem widzę w klasie, która nie była zżyta, każdy tworzył inną grupę z paroma osobami. Idealnie trafiłeś ze zdaniem, że tak najwygodniej jest spędzać czas, jednak podświadomie brakuje nam drugiej osoby, czujemy się samotni, mamy złe samopoczucie. I najważniejsze w tym wszystkim, jest to by nie od razu skakać na głęboką wodę, tylko zastosować technikę małych kroków. Jeszcze raz dziękuję za uświadomienie. :)

    OdpowiedzUsuń

  9. Jak widac na zalaczonym obrazku ,mądry blog moze byc dla innych inspiracja ;)
    Za 6 miesiecy Cie sprawdzimy Kamil wiec bierz sie do roboty bo inaczej manto :)

    OdpowiedzUsuń
  10. Heheh, dzięki @Paweł K za komplementy między wierszami ;)

    @Kamil, widzisz, mamy z Pawłem trochę inne "podejście wychowawcze" :D
    Fajnie, że coś, co napisałem, mogło Cię zainspirować. Wbrew pozorom właśnie dużo ludzi spędza czas w opisany przez Ciebie sposób, nie jesteś na pewno jedyny. Praca nad sobą to nie jest łatwe zadanie, ale nie trać nadziei, nawet jak będą się zdarzały potknięcia czy "powroty" do starych schematów. Tak się zdarza. Ważne, żeby się podnosić i próbować, nawet, jak czasem nie wszystko będzie wychodziło tak, jakbyśmy od razu chcieli. Ale warto podejmować takie wyzwania, a życie jeszcze przyniesie Ci wiele pięknych chwil, a w końcu - upragnione szczęście. Czego Ci życzę :)

    OdpowiedzUsuń
  11. Dokladnie tak! Nie przegrywa ten co upada ale ten ktory nie podnosi sie , aby walczyc dalej.
    Sam widzisz Kamil teraz juz nie masz wyjscia, bez wzgledu na podejscie wychowawcze :p

    OdpowiedzUsuń
  12. Czuję się trochę wywołany do tablicy. Cóż, oby to postanowienie było ostateczne i obym wprowadził je w życie, bo z asertywnością to u mnie jest często na opak. Jednego dnia chcę coś bardzo zmienić, a drugiego godzę się z sytuacją, w jakiej się znajduję. Ale przyznam, że coraz częściej myślę o zmianie swojego trybu życia. No cóż, wytrwałość ważna rzecz. :D

    OdpowiedzUsuń