piątek, 23 stycznia 2015

Niespełnione miłości

Smutna prawda: albo seks bez miłości, albo niespełniona miłość.

Tak było w moim życiu najczęściej, jeśli nie zawsze.

Naprawdę zakochany byłem dwa albo trzy razy (co do jednego nie jestem pewien i tym jednym przypadkiem był mój były chłopak; i dlatego właśnie "były").

Pierwszy raz w liceum, miłość platoniczna trwała dwa albo trzy lata, obejmowała obsesyjne myśli na jego temat non stop, marzenia o nim i chęć przebywania blisko, potrzebę przyjaźni i to najbliższej. Zakolegowaliśmy się, spędzaliśmy razem sporo czasu. O tym, że jestem gejem powiedziałem mu jak był już ze swoją obecną żoną. Dziś: dwoje dzieci. Do dziś się przyjaźnimy, a ja już nie jestem zakochany.

Drugi raz: w zeszłym roku. Byłem na zagranicznym stypendium, dziewięć miesięcy. On studiował na jednej z uczelni w mieście, w którym razem przebywaliśmy. Mieszkaliśmy w tym samym domu studenckim (w którym każdy miał swoje mieszkanie, dwuosobowe, i pokój cały dla siebie). Widywaliśmy się na korytarzach albo we wspólnej sali z internetem, zanim podłączyli mi własny. Zainteresował mnie. Miał bardzo ciemną karnację i coś magnetycznego w sobie, jakieś wewnętrzne światło, pozytywną energię, tak to odczuwałem. Parę razy nawiązaliśmy kontakt wzrokowy. Miałem wrażenie, że jest między nami jakaś pozytywna energia: reagowałem na niego pozytywnie i to musiało być widać i wydawało mi się, że to samo płynie z jego strony. Ot, irracjonalne przeczucie, a może tylko życzeniowe myślenie?

Pewnego razu los sprawił, że wsiedliśmy razem do windy. Szedłem biegać. 5 pięter do przejechania razem. Postanowiłem się przedstawić. Zareagował bardzo życzliwie, okazał się dość nieśmiałym, ale niezwykle uroczym facetem. Pochodził z Iranu. "Do zobaczenia następnym razem" powiedzieliśmy sobie, długo potrząsając dłoń, kiedy już po raz drugi trzeba było zatrzymać otwarte drzwi windy. Zauroczenie odczułem teraz fizycznie, w spodenkach.

Poszedłem biegać i od tamtej pory myślałem o nim często. Wiedziałem, że w Iranie za homoseksualizm grozi kara śmierci. Wiedziałem, że muzułmańskie społeczeństwa są homofobiczne. A jednocześnie w mojej głowie krążyły pytania: "czy tak uroczy facet może nie być gejem?". Tym bardziej, że miałem wrażenie, że ma jakąś tajemnicę, jakiś ciężar, byał melancholijny (ale niezwykle przy tym uważny). Może się ukrywa i boi komukolwiek do tego przyznać. Ale nie wiedziałem i nie mogłem wiedzieć na pewno.

Potem szereg zbiegów okoliczności. Przypadkowe spotkania w barze, kiedy każdy z nas był ze swoimi znajomymi. Krótkie rozmowy, za każdym razem z radością, że się znów widzimy. Pewnego razu powiedział, że nazajutrz wyjeżdża na tydzień a potem wraca na wakacje do Teheranu i będzie z powrotem we wrześniu.  Nie wziąłem nawet kontaktu. Los chciał, że za tydzień, tuż przed jego wyjazdem do domu, kiedy wpadł po swoje rzeczy po wycieczce, spotkaliśmy się znowu. Tym razem gadaliśmy dłużej. To był finał mistrzostw świata w piłce nożnej i był sam, przysiadł się do mnie, bardzo blisko. "Czy gdyby wiedział, że jestem gejem, siedziałby tak blisko?" przeszło mi przez myśl. Wymieniliśmy się kontaktami na facebooku.

Przez wakacje gadaliśmy na facebookowym czacie od czasu do czasu. Interesował się kinem, również polskim (uwielbiał Kieślowskiego), polecił mi trochę kina irańskiego. Uznaliśmy,  że jak wróci, to wyjdziemy gdzieś razem. Przez wakacje miałem dużo czasu na fantazjowanie na jego temat. Kiedy wrócił, rzeczywiście odezwał się i wyszliśmy razem. Chociaż byłem już po coming oucie i zazwyczaj nie miałem problemu, żeby mówić o tym komukolwiek, w tym przypadku byłem sparaliżowany. Byłem zakochany i bałem się odrzucenia z jego strony. Uznałem, że możemy po prostu zostać kolegami.

Wychodziliśmy od czasu do czasu, ale we mnie rosło zarówno zakochanie (uwielbiałem jego oczy, sposób w jaki mówi, pali, porusza się), jak i lęk, który urósł do monstrualnych rozmiarów. A ja nadal nie wiedziałem ani czy woli dziewczyny czy chłopaków (a może nie ma to znaczenia), co by zrobi, jak mu powiem i tak dalej. Kiedyś zaprosił mnie do siebie na obiad, razem z moją bliską koleżanką. Kiedy zobaczyłem, że jest bardziej zainteresowany nią niż mną, a do tego dodał jakiś (niewinny) homofobiczny komentarz, zesztywniałem, nie wiem czy z zazdrości czy z wściekłości. Potem coraz ciężej mi się z nim rozmawiało, a zarazem pragnąłem być koło niego.

Nie wiedziałem o co chodzi, dawno nie władały mną tak silne emocje, których nie umiałem już kontrolować. Kiedy postanowiłem - dla swojego dobra - zluźnić kontakt, to sam odzywał się od czasu do czasu. A to zapraszał na jakąś typową perską herbatę albo dzielił się jakimś linkiem na YT. Radość mieszała się ze wściekłością, z poczuciem winy (za moje tchórzostwo), ze strachem.

Dzień przed moim wyjazdem, kiedy przyszedł po mnie, bo umówiliśmy się na pożegnalne piwo, przyniósł mi własnoręcznie namalowany obrazek (piękny). Byłem spięty, gadaliśmy o bzdurach, o polityce, o muzyce, choć wyjątkowo ciężko mi się tym razem rozmawiało. Wyszliśmy z głupiego koncertu i siedliśmy na schodach zamku. Paliliśmy papierosy, słuchaliśmy muzyki i mówiliśmy o przyszłości, o życiu w naszych krajach. Ani razu o kobietach. Ani razu o facetach. O miłości tylko abstrakcyjnie, jeśli w ogóle.

Wróciłem rozbity. Pojutrze wyjeżdżałem, a on odbił w moim sercu ogromne piętno i tak mało o mnie wiedział (zresztą, z wzajemnością; nie otwierał się). Postanowiłem napisać list. O tym, że uważam go za wspaniałego faceta i że cieszę się, że się poznaliśmy. I że nie byłem do końca szczery i nie mogłem przez to być w pełni sobą. Że jestem gejem. Że wiem, jak to u nich wygląda, więc bałem się ujawnić. Ale, że nie mogę wyjechać, nie powiedziawszy. List dałem mu w momencie, kiedy już wyjeżdżałem.

Wieczorem, już w Polsce dostałem wiadomość na facebooku. Że przykro mu, że nie mogłem czuć się sobą w jego obecności. Że nie może napisać, że dla niego to nie jest problem, bo dla niego w tej kwestii nikt nie powinien mieć żadnego problemu. I że nadal jestem widziany u niego w Teheranie.

Poczułem się, jakbym urządził największą ciotodramę na świecie. Jakbym sam ustawił się w jakiejś traumatycznej pozycji, nie dostrzegając, że przecież nie miałem do czynienia z idiotą, tylko z mądrym, przyzwoitym facetem. Jak ktoś niezdolny do wyrażania tego, co czuje, kto ucieka. Włożyłem obrazek, który mi podarował do antyramy i ustawiłem w widocznym miejscu.

Nadal do siebie piszemy.

2 komentarze:

  1. Interesujaca historia, szczeglnie ta z chlopakiem z Iranu
    Troche szkoda iz nie uzewnetrzniles swoich uczucz wczesniej ...kto wie jak inaczej potoczyla by sie ta historia
    Ja np bylem w platonicznym zwiazku z miloscia swojego zycia ,bo on seksu nie akceptowal bowiem nie mogl pogodzic sie z faktem ze jest gejem, wypieral to z siebie mimo iz doskonale wiedzial ze pociagaja go meżczyzni
    Do dzis lączy nas silne uczucie jestesmy dla siebie wazni ale zwiazku nie udalo sie utrzymac i rozbudowac, niestety

    OdpowiedzUsuń
  2. Sam nie rozumiałem dokładnie, co czuję i co właściwie mam wyznać. Poza tym było dla mnie ewidentne, że traktuje mnie jak kolegę, więc nie wiem, co takie otwarte wyznanie mogłoby przynieść. Może koniec znajomości. A tego nie chciałem.

    OdpowiedzUsuń