piątek, 9 stycznia 2015

Wyznanie

Przez długi czas nie widziałem ani światła ani nadziei. Byłem zanurzony w mroku, który we mnie panował, grzebałem brudnym patykiem w ropiejącej ranie. Patrząc w przyszłość myślałem, że po tych wszystkich moich wysiłkach, porażkach i upadkach, nic dobrego mnie już nie czeka. Żadnej wizji. Tylko smutek i lęk. Brak powodu do życia. Odłączenie. Widziałem w sobie tylko to, co bolesne i negatywne. Widziałem w sobie tylko człowieka głęboko potrzebującego, który nigdy nie dostanie tego, czego potrzebuje. Jeżeli miałem kiedykolwiek jakieś ideały, zdradziłem je wszystkie. Straciłem też wszystkie marzenia i wiele złudzeń, które miałem, myśląc: "Jak wyjadę z domu, wszystko się odmieni, zacznę wreszcie być sobą i będę szczęśliwy". Zazwyczaj było tylko gorzej. Albo dochodziło do takiego momentu, kiedy wszystko się psuło i upadałem. Oddawałem się kompulsywnym i destruktywnym przyzwyczajeniom. Myślałem tylko o sobie. Przestałem się modlić. Nie robiłem nic. Przelegiwałem w łóżku. Byłem obojętny. Byłem tchórzliwy. Byłem leniwy. Bałem się ludzi. Nie umiałem z nimi rozmawiać. Nie umiałem się bawić. Czułem się winny. Czułem się inny. Czułem się gorszy. Czułem, że cały świat mnie oskarża. Otaczałem się murem trosk i beznadziei. Nie widziałem wyjścia. Nie umiałem go szukać. Popełniałem te same błędy. Nie widziałem świata. Nic mnie interesowało. Nic mnie nie obchodziło. Bałem się, że coś złego mi się przydarzy. Marnowałem najlepsze lata życia. Wyrzucałem to sobie. Żałowałem, że nie jestem kimś innym. Ukrywałem to. Gubiłem się. Nic nie rozumiałem. Byłem zrozpaczony. Obwiniałem siebie. Obwiniałem innych. Odwróciłem się od Boga. Przestałem szukać w nim oparcia. Uciekałem przed nim. Bałem się szatana. Bałem się, że nigdy już nic mi się nie uda. Patrzyłem, jak innym się udaje, jak im wychodzi i im zazdrościłem. Starałem się robić wymyślne rzeczy, żeby pokazać, że i mnie się udaje.  Nic mi nie przynosiło przyjemności ani satysfakcji, ani spełnienia. Udawałem, że mi dobrze, podczas gdy było mi źle. Nienawidziłem się za to. Nie wiedziałem, co źle robię. Próbowałem naśladować tych, których uważałem za szczęśliwych. Upadałem. Zaczynałem na nowo i upadałem. Myślałem, że powinienem być kimś wyjątkowym. Myślałem, że ci, których mam za przyjaciół muszą być wybrakowani, że nie widzą, jaki jestem beznadziejny. Uzależniałem się od nich, by zasłużyć na ich akceptację. Robiłem to, co wyobrażałem sobie, że się ode mnie oczekuje. Byłem zraniony. Czułem się samotny i opuszczony. Cierpiałem. Byłem bezmyślny. Byłem bierny. Byłem smutny. Szamotałem się. Wszystko szło źle. Ukrywałem to. Nie umiałem współczuć ani sobie ani innym. Nie umiałem kochać ani siebie ani innych. Moje serce zalała gorycz, czerń i brud. Próbowałem  to zrozumieć. Myślałem o tym, myliłem się i popełniałem wciąż te same błędy. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz